Czy roboty odbiorą nam pracę?

roboty w przemyśle

avramc (Flickr)

W popkulturze mocno osadzona jest wizja robotów buntujących się przeciw ludzkości. Być może kiedyś nastąpi coś takiego. Jednak dużo szybciej czeka nas inna konfrontacja z maszynami – ekonomiczna.

Zaniepokojenie tym, że maszyny mogą odebrać ludziom pracę, nie jest niczym nowym. Już na początku XIX wieku luddyści najeżdżali fabryki i niszczyli wykorzystywane w nich maszyny przędzalnicze. Od tego czasu technologia rozwinęła się w stopniu niemożliwym do przewidzenia, kompletnie przekształcając naszą codzienność. Oprócz urządzeń, które wypełniają naszą codzienność, takich jak smartfony, komputery, samochody, istnieją ukryte przed naszymi oczami zastępy robotów, niestrudzenie, dzień w dzień, 24 godziny na dobę wykonujące pracę w fabrykach. W ich przypadku technologia może się okazać nie źródłem ułatwień, ale zagrożeń dla cywilizacji.

Problem rozbija się o pracę. Naiwna wizja przyszłości zakłada, iż jeśli maszyny wyręczą ludzi w obowiązkach, to ludzie ci będą wieść lepsze życie – znajdą mnóstwo czasu na samorealizację, dbanie o siebie i rodzinę. Lecz w praktyce, po uwzględnieniu ekonomicznych i gospodarczych realiów, okazuje się, że człowiek zastąpiony przez robota staje się istotą zbędną, wysuniętą na społeczny margines. Kto nie pracuje, ten nie je. Brak pracy oznacza biedę. Dlatego wiele osób widzi ogromne zagrożenie w postępującym zastępowaniu pracy ludzkich rąk pracą maszyn.

Optymiści zakładają, że stanie się to samo, co wydarzyło się dwa wieki temu, gdy na alarm bili luddyści. Wtedy rynek pracy przekształcił się i ludzie, którzy stracili pracę przez maszyny, znaleźli ją w innych branżach. Obecnie zachodzą podobne procesy. Rośnie zapotrzebowanie na siłę roboczą w handlu i usługach, podczas gdy w przemyśle, z powodu kryzysu oraz robotyzacji, zatrudnienie wciąż spada. Jednak zmiany te zachodzą zbyt wolno, bezrobotnych jest coraz więcej.

Interesujące jest to, jak pod wpływem robotyzacji przemysłu może się zmienić rynek pracy. Atutami maszyn są nie tylko niskie koszty pracy, ale też precyzja. Zastępują więc one głównie dobrze wykwalifikowanych robotników. Dla ludzi pozostają albo stanowiska związane z utrzymaniem i konserwacją robotów, albo z ich programowaniem. O ile tych drugich nie będzie zbyt wiele i będą wymagały wysokich kwalifikacji, o tyle pierwsze nie wymagają specjalnych kwalifikacji, wiążą się z wykonywaniem prostych czynności, nie zapewnią więc ani przyzwoitego dochodu, ani satysfakcji czy możliwości rozwoju.

Osób, które straciły pracę w przemyśle, nie wchłoną inne sektory gospodarki, jako że one również podlegają procesom robotyzacji. Jednym z przykładów są coraz powszechniejsze automatyczne kasy w sklepach, internetowe systemy rezerwacji czy rozwój technologii elektronicznego sterowania samochodami. Takie zmiany wskazują na to, iż maszyny stopniowo będą wypierały ludzi we wszystkich branżach. Jako ciekawostkę można dodać, że są pierwsze sygnały zagrożenia również dla zawodów kreatywnych – istnieją programy piszące informacje prasowe dotyczące zmian na giełdzie, a London Philharmonic Orchestra po raz pierwszy wykonała symfonię skomponowaną przez… komputer.

Jaka więc przyszłość nas czeka? Czy robotyzacja pracy sprawi, że pogłębią się różnice między biednymi a bogatymi? Czy może zmiany okażą się korzystniejsze? Już dziś w wielu krajach myśli się o przyszłości i dostosowuje się ofertę edukacyjną do spodziewanych realiów. Nowe pokolenia pracowników nie będą wykonywały pracy fizycznej. W tym zastąpią je automaty. Jednak będą musiały posiadać umiejętność sterowania nimi, dlaczego programowanie stanie się kluczowym elementem CV przyszłości.

[na podstawie artykułu „Praca i roboty” Edwina Bendyka, polityka.pl]