Recenzja książki „Noc zombie”

zombie

prometeus/bigstockphoto.com

Jakiś czas temu na polski rynek trafiła w końcu książka docenianego w Stanach Zjednoczonych pisarza – Briana Keene. „Noc zombie” to łasy kąsek nie tylko dla miłośników tematyki żywych trupów, ale dla wszystkich fanów horroru i mocnej akcji.

Eksperymenty z coraz potężniejszymi akceleratorami cząsteczek doprowadzają do katastrofy. Naukowcy nieumyślnie otwierają nasz świat na inwazję przybyszów z innego wymiaru. Demony przepełnione nienawiścią do rodu ludzkiego i pogardą dla wszystkiego, co stworzył Bóg, przez miliony lat czekały na swoją szansę, aby móc dokonać zemsty na stwórcy, który ich odrzucił i opuścił. Opanowują ciała umarłych osób i w ten sposób tworzą armię niosącą zagładę dla całego świata.

Keene dosyć nietypowo potraktował tematykę zombie. Żywe trupy w jego wydaniu są bardzo inteligentne – nie dość, iż zasiedlają je umysły demonów, to jeszcze dysponują one wiedzą zgromadzoną w mózgu przejmowanej istoty. Potrafią mówić (o ile przejęły ciało ze strunami głosowymi zdolnymi do wydawania takich dźwięków), prowadzić pojazdy, obsługiwać maszyny, korzystać z broni palnej. Ich ataki są przemyślane. Potwory często organizują się w grupy. Mają nawet swojego przywódcę. Nazywa się Ob i jest liderem z prawdziwego zdarzenia. Potrafi zebrać swoich martwych żołnierzy w oddziały, opracować strategię i taktykę, aby następnie przypuścić dobrze zaplanowany atak. Inwazja takich zombie jest jeszcze trudniejsza do przetrwania, niż to, co dotychczas serwowano nam w tego typu historiach.

Mógłbym bez problemu wskazać kilka słabszych elementów tej książki, jednak nie zamierzam się skupiać na jej mankamentach. Historia trzyma takie tempo akcji, iż łatwo zapomnieć o jej niedostatkach. Tutaj po prostu cały czas coś się dzieje i nie jest to „cokolwiek” – bohaterowie trafiają z jednej sytuacji pozornie bez wyjścia, do kolejnej, takiej samej lub gorszej. I jakoś udaje im się z tego wybrnąć. Co prawda nie bez szwanku. „Noc zombie” to bynajmniej nie lekka i pozytywna książka. Autor nie ucieka od tragedii. Bohaterowie cierpią, są okaleczani, umierają.

Keene opowiada historię Jima i jego towarzyszy. Jim wędruje przez opanowane przez zombie Stany Zjednoczone. Chce dotrzeć do Nowego Jorku, gdzie ukrył się jego małoletni syn. Misja to karkołomna, jako że po drodze czyhają nie tylko hordy nieumarłych ludzi i zwierząt, ale też bandy degeneratów, jak najbardziej żywych, co wcale nie oznacza, iż bardziej litościwych niż demony. Świat przedstawiony w „Nocy zombie” jest bardzo ponury, bezwzględny i przytłaczający. Nie ma w nim nadziei, nie ma bezpiecznych miejsc. Bohaterowie żyją w stanie ciągłego osaczenia. Wciąż uciekają i walczą o życie. Ich egzystencja wisi na włosku i po przeczytaniu książki można się zastanowić, jakim cudem udało im się przetrwać te wszystkie perypetie.

„Noc zombie” to książka, która trzyma w napięciu. Pewnym zgrzytem może być to, iż zombie są tu inni niż tradycyjne żywe trupy. Jeśli jednak komuś to nie przeszkadza, myślę, że odnajdzie w tej lekturze sporo lekkiej przyjemności, a może czasami nawet skłoni go ona do zastanowienia się nad naturą człowieka.